Pierwsze objawy choroby Zbyszka zauważyła mama, która prosząc o pomoc w domu i podanie czegoś zwróciła uwagę, że chłopiec długo poszukuje przedmiotów, które znajdowały się obok niego. Lekarz okulista, do którego zaprowadziła go mama zapisał okulary, które chłopiec jednak starał się nosić jak najrzadziej, bo mu po prostu przeszkadzały.
Nauczyciele w szkole w tamtym czasie niespecjalnie interesowali się uczniem gorzej widzącym. Sadzali go w pierwszej ławce, nie wnikając głębiej w jego problemy. A on czuł się pokrzywdzony siedzeniem w pierwszej ławce i jeszcze do tego te okulary…
Po skończeniu szkoły podstawowej miał kłopoty w dostaniu się do jakiejkolwiek szkoły zawodowej, ponieważ wszędzie robiono badania lekarskie, których nie przechodził z powodu słabego wzroku. Ówcześni lekarze nie precyzując, dlaczego, wysłali go na komisję orzeczniczą ZUS, która w końcu przyznała mu II grupę inwalidzką. Orzeczenie wylądowało w szufladzie, a Zbigniew zaczął pracować w różnych miejscach nie okazując nikomu tego orzeczenia. Często zmieniał prace. Z zatrudnieniem były kłopoty z uwagi na słaby wzrok. Nie przeszkadzało mu to jednak w jeździe motocyklem, potem samochodem. Na szczęście drogi nie były tak zatłoczone jak obecnie.
W końcu, dzięki swojej przebiegłości, udało mu się dostać na dłużej pracę listonosza, bo wysłał na badania lekarskie swojego młodszego o rok brata. Podstęp się udał i Zbigniew przepracował na poczcie 10 lat! Nikt się nie zorientował, ale musiał być cały czas czujny i udawać zdrowego. Przesyłki dostarczał w ciągu dnia, bo o zmierzchu gorzej widział.
Ten okres udawania przerwała szczera rozmowa z zaprzyjaźnioną kierowniczką ZUS-u, która była odbiorczynią jego przesyłek. Dzięki jej pomocy otrzymał I grupę inwalidzką, co dało mu możliwość przejścia na rentę, gdyż przepracował 10 lat. Żałował bardzo, że to koniec jego pracy zawodowej, ale nie przestał być aktywny. Udzielał się czynnie w lokalnym oddziale Polskiego Związku Niewidomych. Założył rodzinę. Z żoną wiele podróżowali, ale nigdy nie używał białej laski i do tej pory jej nie używa. Zauważył, że ludzie, których spotykał widząc, że nie widzi starali się mu pomóc, tak jak potrafili najlepiej, czasami w dość dziwny i nieoczekiwany sposób. Np. przy wchodzeniu po schodach pewna pani złapała go za nogę usiłując mu ją postawić na następnym stopniu, co mogło mieć skutek wręcz odwrotny.
Zbigniew do 50-go roku życia był nieświadomy rodzaju swojej choroby. Dopiero przy okazji operacji zaćmy lekarz powiedział mu, że jest chory na RP nie wyjaśniając jej istoty. Reszty musiał dowiedzieć się sam szukając informacji z różnych źródeł.
Zbigniew jest osobą bardzo aktywną, pozytywnie nastawioną do życia. Otoczony rodziną, dziećmi i wnukami zajmuje się domem, ogrodem, prowadzi niewielką produkcję oleju z orzechów, co sprawia mu dużą satysfakcję. Nie rozdrapuje swojej tragedii ciesząc się z każdej chwili swojego życia.
Zbigniew
Ta i pozostałe historie osób dotkniętych genetycznymi schorzeniami siatkówki oka zostały zebrane na potrzeby projektu “Wszystko dla ratowania wzroku” realizowanego z dotacji programu Aktywni Obywatele Fundusz Krajowy, finansowanego z Funduszy EOG.